Eko Klub

darowizna

wybierz kwotę darowizny
10 zł
20 zł
50 zł
100 zł

Przekaż dobrowolną darowiznę:



„Bez SLS!” – na pewno?

Ile razy zdarza się, że robisz zakupy po ciężkim dniu pracy? Jesteś zmęczony, marzysz o niczym innym, jak tylko o tym, by w końcu wrócić do domu, zjeść obiad lub kolację i w końcu pozwolić sobie na te kilka minut odpoczynku – albo nawet nie, ponieważ gonią Cię kolejne, domowe obowiązki. Wpadasz szybko do sklepu, bo przypominasz sobie, że skończył Ci się żel pod prysznic czy pasta do zębów. Wrzucasz wszystko do koszyka bez zastanowienia, czasem poświęcisz parę sekund, aby przyjrzeć się etykietce z przodu produktu, aby przeczytać peany na temat cudownego działania i składników, które za sprawą sił nadprzyrodzonych odmłodzą Cię o 20 lat. Wszystko jest naturalne, wszystko dla naszego zdrowia i urody.

A my w to wierzymy. Nawet, jeśli ktoś pokusi się o odwrócenie buteleczki czy kartonika, to szybko zniechęci się na widok ciągu słów przypominających alchemiczną recepturę.

Kto by to zrozumiał? Kto by się nad tym zastanawiał?

A zastanowić się naprawdę warto. Zwłaszcza, że coraz częściej możemy wpaść w pułapkę sprytnych marketingowców. Całkiem niedawno widziałam reklamę produktu pewnej znanej firmy, która zachwalała, że produkt jest całkowicie wegański, pozbawiony SLS-ów i SLES-ów. Czy kłamali? No nie, ponieważ faktycznie tak było. Zdecydowanie zaletą produktu było to, że jest wegański i nie testowany na zwierzętach. Ale co z tymi nieszczęsnymi SLS-ami? Fakt, że i tutaj nie padło kłamstwo – SLS-ów znanych pod nazwą Sodium Laureth Sulfate faktycznie nie było, za to na drugim miejscu w składzie dumnie prezentował się Sodium Laureth Sarcosinate – równie silny detergent, który może mieć działanie rakotwórcze.

W tym miejscu chciałabym wyjaśnić bardzo ważną rzecz: nie wszystko, co jest chemią, jest złe. Chemia to tak naprawdę wszystko, co nas otacza, łącznie z wodą, powietrzem, piaskiem czy trawą. Każda roślina to chemia. Nie możemy popadać ze skrajności w skrajność. Mnie samej zdarza się używać kosmetyków z tym paskudnym SLS-em. Takim szamponem myję włosy raz na tydzień lub dwa, aby porządnie je oczyścić – używany rozsądnie nie wyrządzi szkody. Trzeba po prostu pamiętać, że nie nadaje się do codziennej pielęgnacji, ponieważ jest na tyle silny, że zdziera naturalną warstwę ochronną ze skóry, a my borykamy się z przesuszeniem i smarujemy tonami balsamów, aby zrównoważyć nawilżenie, które na własne życzenie utraciliśmy.

Składy trzeba czytać: to zawsze się powtarza, jednak mało kto bierze to do serca. Być może z myślą o tym, że to trudne, czasochłonne. W dzisiejszych czasach to jednak nie jest problem. Wystarczy parę minut, aby odnaleźć grupy na portalu społecznościowym lub blogi, które zrzeszają osoby badające składy kosmetyków i chętnie dzielące się tą wiedzą. Mając pod ręką telefon, sprawdzenie nieznanej nam nazwy substancji to tylko kwestia kilku sekund wstukiwania w wyszukiwarkę. Informacje serwowane nam przez producentów traktujmy krytycznie, z ograniczonym zaufaniem. – To, że nie kłamią nie oznacza też, że nie mijają się z prawdą.

Co zadziwiające, spotykam się z ogromnym zaskoczeniem, gdy czasem rozmowa potoczy się w kierunku naturalnych metod pielęgnacji. Bardziej normalne teraz jest korzystanie z silnych detergentów, olejów mineralnych, sztucznych zapachów i spieniaczy, niż maseczka z płatków owsianych czy farbowanie włosów ziołami.

Dlatego mam dla Ciebie malutkie wyzwanie, a właściwie eksperyment, który przeprowadziłam na sobie jakiś czas temu: spróbuj umyć włosy mąką żytnią.

Niemal widzę oczyma wyobraźni, jak z niedowierzaniem kręcisz głową. No tak, mycie głowy mąką to dość szalony pomysł, zważywszy na to, że prawdopodobnie nie będzie się to pienić, a wręcz może posklejać włosy.

Gwarantuję jednak, że tak nie będzie. A nawet jeśli eksperyment się nie uda, to jedyne, co Ci grozi, to tylko powtórne mycie włosów.

W jaki sposób to zrobić? Wystarczy rozrobić mąkę żytnią (typ od 500 do 720 maksymalnie) z wodą. Mieszanina powinna mieć mniej więcej konsystencję ciasta na naleśniki. Taki „szampon” nakładamy na włosy i skórę głowy i masujemy przez ok 3 minuty.

Proponuję także wykonanie domowej maseczki z płatków owsianych, która była znana jeszcze naszym babciom. Do tego wystarczą płatki owsiane górskie, które najlepiej zmiksować na drobny proszek, dzięki czemu maseczka nie będzie odpadać od twarzy. Taką mączkę mieszamy z odrobiną mleka i miodu, by uzyskać pastę, którą później nakładamy na twarz. Maseczkę taką trzymamy przez ok. 15-20 minut.

Jeśli glinki są Ci obce, warto się z nimi zapoznać. Jedną z moich ulubionych jest zielona, która działa oczyszczająco. Wystarczy wymieszać proszek z naturalnym jogurtem i trzymać na twarzy przez 15 minut – trzeba jednak pilnować, aby maseczka nie zaschła, ponieważ może wtedy podrażnić skórę.

A zamiast kremów? Żel aloesowy i oleje: z pestek malin, konopny, z czarnuszki… wybór jest naprawdę przeogromny.

Moja mama zawsze powtarza, że „im mniej przetworzony produkt, tym lepszy. Tym bardziej jesteśmy świadomi tego, co kupujemy”. Cóż, nie można odmówić jej racji. Naturalna pielęgnacja może sprawić naprawdę dużo frajdy, a jej efekty pozytywnie zaskakują. Nie znaczy to jednak, że wszystko, co stoi na sklepowych półkach jest złe i szkodliwe. Jedyne, co trzeba zrobić, to nauczyć się odróżniać dobre składniki od złych i nie wierzyć ślepo w piękne hasła na opakowaniach.

Auto: Agnieszka Wojcieszek    Data publikacji: 14 marca 2018    Dodano w kategorii: WYDARZENIA

AMBASADORZY

Fundacja Centaurus

Fundacja Centaurus

ul. Wałbrzyska nr 6-8
52-314 Wroclaw

kontakt@centaurus.org.pl
tel. 518 569 487 lub 518 569 488
PKO BP SA 13 1020 5226 0000 6302 0398 3293

Dla wpłat zza granicy i wpłat stałych (Raiffeisen Bank):
PL36 1750 1064 0000 0000 2257 6747 (wpłaty w PLN)
PL17 1750 1064 0000 0000 2257 6798 (wpłaty w EUR)

Dziękujemy za każdą pomoc!